O rodzinie w 60 minut (fragment)
W szpitalu
Spojrzałem na zegar, wiszący w poczekalni miejscowego szpitala. Właśnie minęła północ. Przywiozłem tu sąsiada. Miał wypadek — upadł dość nieszczęśliwie… Od ponad czterech godzin tkwię na plastikowym krześle, typowym dla wszystkich poczekalni świata, zaprojektowanym specjalnie tak, by dawać użytkownikowi możliwie największy dyskomfort. Od długotrwałego siedzenia boli mnie dosłownie wszystko.
Wstaję, by rozprostować zdrętwiałe nogi. Nieco chwiejnym krokiem kieruję się w stronę automatu z kawą, przy którym stoi młoda kobieta, tak na oko dwudziestopięcioletnia. Jest zdenerwowana. Próbuje wrzucać jakieś drobniaki do szczeliny automatu, lecz monety wypadają jej i rozbiegają się na wszystkie strony. Zbieram je szybko i proszę, żeby usiadła. Za chwilę wręczam jej parujący kubek z aromatycznym napojem, po czym biorę też kawę dla siebie.
Zaczynamy rozmawiać. Okazuje się, że jej ojciec jest poważnie chory. Lekarze twierdzą, że może nie przeżyć nocy. Siorbiemy gorącą kawę. Proszę ją, żeby opowiedziała mi coś więcej o swoim ojcu. Grzebie przez chwilę w torebce. Wyjmuje chusteczkę i ostrożnie osusza mokre oczy i policzki.